WITAJ W STREFIE KALENDARZA!
Właśnie rozpoczyna się spokojniejsza część jesieni. Przynajmniej w przyrodzie. Zwierzęta się wyciszają, trwają przygotowania do zimy. W lasach zrobiło się cicho i pusto. Oczywiście za sprawą ptaków - większość odleciała w ciepłe kraje. Te, które zostały są dużo mniej śpiewne. Co prawda, całkiem sporo ich u nas zimuje, nawet sporo gości z północnego wschodu, jak różne sikorki, ale trudno usłyszeć już wspaniałe melodie. Nieco inaczej sytuacja wygląda na zbiornikach wodnych. Jeszcze nieco czasu musi upłynąć, żeby zamarzły, zatem zaczynają się zlatywać ptaki wodne, np kaczki. Jednak wśród mieszaniny różnych gatunków, zawsze wyróżniać się będą nasze największe ptaki - łabędzie.
Przyzwyczailiśmy się do ich widoku, gdyż są łatwe do wykrycia. Wszystko jednak, co łączy się z łabędziami, jest wyjątkowe. Ich piękne starty i lądowania są wspaniałym spektaklem natury. Duża waga sprawia, że przy starcie potrzebują długiego rozpędzania a przy lądowaniu hamowania. Gdy lecą, dają się słyszeć już z dystansu, a jeśli przypadkiem nad wodą jest mgła, potrafią wspaniale wyłonić się z jej oparów. Jeszcze ciekawiej się robi, gdy latają w stadach.
Na wodzie, gdy dostojnie suną przez szuwary wyglądają bardzo majestatycznie. Nieco zaokrąglone w kształcie, pochylone długie, białe szyje wspaniale się prezentują. Żerując również się niespecjalnie spieszą czy czymkolwiek przejmują.
Łabędzie są również sympatyczne w obserwacji. To duże ptaki, które gdy spotkane w miejskich zbiornikach, często skracają dystans i można je podziwiać z bardzo bliska. Gdy taki jeden zdecyduje się nieco porozciągać i pogimnastykować można podziwiać ich imponującej wielkości skrzydła. Dodatkowo to nadal dzikie ptaki, więc satysfakcja jest tym większa.
Na listopadowej karcie kalendarza wylądował młody łabędź niemy. Z początku nie był obiektem mojego zainteresowania. Skupiałem się głównie na biegusach, kamusznikach i szlamnikach. Jak już każdy Czytelnik zdążył zauważyć, to moi ulubieni modele. Niemniej jednak czasami spoglądam gdzie indziej, zwłaszcza że płynące wzdłuż brzegu łabędzie bardzo często stają się tłem na moich zdjęciach. Jednak mała grupa tych ptaków zatrzymała się akurat na wprost mnie i zaczęła urządzać sobie zbiorową toaletę - czyszczenie, przegląd i poprawianie upierzenia. Co jakiś czas, robiły sobie przerwę na rozciąganko. A to trzepanie skrzydłami, a to rozprostowywanie łap. To właśnie taki moment został uwieczniony na zdjęciu.
Wcześnie wspomniałem, że wszystko, co łączy się z łabędziami, jest wspaniałe. Tak i tutaj, z racji takiej, że są to ptaki na prawdę spore, wszystko w nich jest większe, jeśli przyrównamy je do innych ptaków. Dzięki temu, że ten konkretny łabędź ustawił się między mną a słońcem, światło padało na niego od tyłu. Pozwoliło to podkreślić szczegóły anatomii jego stopy.
Fotografia pod światło jest z tego właśnie powodu bardzo ciekawa. Pozwala zaakcentować szczegóły na pozór błahe - linię piór wzdłuż obrysu ptaka, jasne refleksy na mokrej trawie czy właśnie półprzezroczyste, delikatne struktury ptasiej anatomii.
