WITAJ W STREFIE KALENDARZA!
Jeśli jeszcze nie przeczytałaś/eś wstępu z okładki kalendarza i wcześniejszej planszy, zapraszam do lektury. Jeśli już jesteś po tym etapie, to przedstawiam bohatera lutowej planszy.
Wiele rzeczy potrafi nas zadziwić. W sumie o to chodzi, żeby nie dopadła nas nuda w życiu. W zeszłą zimę regularnej rozrywki dostarczył mi kolejny gość z północy. Sowa jarzębata. Jak wielką sensacją jest u nas w kraju ten ptak, miałem się dopiero przekonać.
Spędzając w sieci ledwie kilka minut na poszukiwaniach można się przekonać, że w całym XX wieku sowę tę w Polsce widziano tylko koło dwudziestu razy. I nagle dowiaduję się, że przyleciała na ferie do Olsztyna, ledwie 15 min samochodem od miejsca w którym mieszkam! Ptaki z północy - czy to ciemnych lasów Skandynawii czy bezkresnej Syberii mają niewielki, jeśli nie zerowy, kontakt z człowiekiem. Zwłaszcza młode osobniki. Z tego też powodu nie wiedzą, co może z naszej strony je spotkać. Wielokrotnie widziałem, co to znaczy w przypadku np biegusów, które gdy człowiek leży spokojnie, potrafią żerować pół metra od niego. Ale ptak drapieżny i to jeszcze tak rzadki, i to jeszcze w Olsztynie? Z początku miałem opory, aby jej nie straszyć. Początkowo też i informacja o pojawieniu się tej sowy była ściśle tajna. Ale jak to bywa, zaczęła żyć własnym życiem. Info o miejscu, gdzie jest, dostałem z dwóch źródeł, więc postanowiłem, że w tygodniu, nie w weekend wybiorę się i ostrożnie sprawdzę jak się sprawy mają.
Co tu dużo pisać. Jakie było moje zdziwienie, gdy zorientowałem się, że jedna z najrzadszych sów w Polsce wybrała sobie brzezinę przy rondzie ze zjazdem na obwodnicę. To miejsce jest popularnym celem wszelkiej maści biegaczy, spacerowiczów i ludzi z psami. I w ogóle jej to nie przeszkadzało. Najdziwniejsze w tej sytuacji było to, że wraz z upływem czasu, gdy informacja o niej zataczała coraz szersze kręgi, zaczęło u niej bywać coraz więcej obserwatorów, którzy pokonywali w ciągu nocy nawet i kilkaset kilometrów. Jak to w naturze bywa, sowa miała kilka swoich ulubionych drzew, na których siedziała. Część zapewne była tak dobrze wybrana, że czasami nikt nie potrafił jej wypatrzeć przez dłuższy czas. Spotkałem kilka osób, które jej nie ujrzawszy zawiedzione wracały do domu. Po kilku godzinach stania i chodzenia na mrozie, a zima w poprzednim roku pokazała, co potrafi. Najdalsze miejsce, do którego tacy pechowcy musieli wracać (których spotkałem osobiście) to Kraków. Co ciekawe, mało który z ptasiarzy zaglądał w ogóle do miasta. Wracał na obwodnicę i dalej w drogę do domu.
Nigdy bym nie uwierzył, gdybym tego nie widział, że dziki, drapieżny ptak może mieć tak lekceważący (bo inaczej nie potrafię tego nazwać) stosunek do człowieka. Takie myszołowy chociażby, zwiewają gdzie pieprz rośnie już z kilkuset metrów. Wystarczy, że gdzieś sylwetka człowieka mu zamajaczy. A ta sowa? Byłem świadkiem, gdy zjechało się kilkudziesięciu (!) obserwatorów z całej Polski, a ona polowała! W biały dzień przy oniemiałej z zachwytu publiczności. Zdarzali się też tacy, co próbowali wchodzić na drzewa, walić w pnie, byle by się tylko w ich stronę spojrzała (jakby taki pojaw nie był dla nich wystarczającą atrakcją). Przyznam szczerze, że najbardziej podobają mi się jej zdjęcia, gdy nie patrzy w obiektyw. Oglądając je mam wrażenie, że bardziej niż na mnie skupiała się wtedy na obserwacji otoczenia w poszukiwaniu zagrożenia czy pokarmu. Taka myśl mi właśnie przyświeca w fotografii zwierząt - być neutralnym dla nich obserwatorem. W tym przypadku było to ekstremalnie łatwe. Ptak był bardzo łaskawy dla ciekawskich. Kilkukrotnie widziałem jak upolował i pożerał norniki. Czynił to jednak już po zachodzie słońca i nie mam z tych chwil dobrych zdjęć. Co ważne, sowa jarzębata sama w sobie jest pięknym ptakiem. Świdrujące, żółte spojrzenie czy wspaniałe, maskujące upierzenie. Fajnie się ją obserwowało. Bywałem tam regularnie i zauważyłem nawet, jak przed odlotem intensywniej niż do tej pory żerowała, objadając się więcej niż jednym nornikiem każdego wieczora.
No ale cóż, przyroda ma swój rytm i przyszedł też czas na odlot do jej letniego domu. Niestety nie mają tendencji do zimowania w tych samych miejscach.
Jeśli jesteś chętna/chętny to pod tym linkiem można obejrzeć krótki film mojego autorstwa z jej pobytu w Olsztynie.
Nikon D500, Nikkor 500mm f5.6 z telekonwerterem x1.4 (700mm f8), f8, 1/200s, ISO 4500